– Czyli pracujecie 6 miesięcy i 6 miesięcy odpoczywacie, tak?
No dobra, opowiem Wam dziś o sezonowości naszej pracy.

– Kiedyś tam przyjdzie koniec sezonu i wtedy, och! ależ my odpoczniemy!!! – tak gadaliśmy gdzieś pod koniec września, na skrzyżowaniu naszej grupy Archeo z Boginkami. I tym zdaniem wpisywaliśmy się w grecki chór wszystkich pracowników turystyki.
Przyszedł koniec października i z wielką radością wybraliśmy się na nasze wakacje na tzw „daleki wschód Krety”
– Nie wierzę, jedziemy na wakacje – cieszyliśmy się jak dzieci.
– I wiesz, mamy 3 dni, to będzie akurat czas na te 3 wąwozy – ślęczałam nad mapą.
– No tak, tak, musimy, musimy je przejść, to będziemy mieli na przyszłoroczny obóz wędrowny – Marko kiwał głową nad kierownicą, już planując sezon 2026.
I takie to były wakacje. Przywieźliśmy z nich „półtora nowego szlaka”, mnóstwo ukąszeń, podrapań i to jasne przeświadczenie, że nie należy łączyć pracy z wakacjami.

– Ale jutro w chałupie tooooo sobie odpoczniemy – zawyrokował Marek w drodze powrotnej, ale zaraz potem przełożyliśmy to odpoczywanie na pojutrze, bo przecież następnego dnia mieliśmy już zaplanowane „sprawy biurowo – organizacyjne” w Rethymno, te które czekały na „posezon”.
W Rethymno jak to w mieście załatwiliśmy co tam trzeba było, i dla przyjemności wpadliśmy obejrzeć meble, których wymianę planowaliśmy od dawna, tylko w sezonie nie było kiedy. Pogadaliśmy sobie z Marią – miłą panią ze sklepu, wypiliśmy kawkę, zamówiliśmy mebelki, pewni, że sprawa przeciągnie się na co najmniej ze 3 miesiące. Jak na Kretę przystało. Byleby zdążyć przed następnym sezonem.
– No dobra, ale jutro tooooo sobie odpoczniemy – stwierdziliśmy w aucie wracając na wieś, ale zaraz zadzwonił telefon i okazało się, że następnego dnia akurat możliwy jest serwis „kozy”.
OK, uznaliśmy, że w sumie dobrze się składa. W oczekiwaniu na serwis nadrobimy wszelkie domowe i ogrodowe prace, na które przecież nigdy nie było czasu bo sezon.

Nad ranem Marko walczył z porządkowaniem ogrodu, ja buszowałam w szafach wymieniając ciuchy letnie na zimowe. Starałam się nie patrzeć na wszelkie inne graty i pudła z kablami, kluczami do niewiadomoczego, i innymi przydasiami, z którymi już dawno mieliśmy zrobić porządek, ale wiadomo, odkładaliśmy to na posezon.
– To co? Jutro może skoczymy na plażkę? Odpocząć? – Marko wylazł z łazienki niczym młody bóg po spłukaniu z siebie tony ziemi i chwastów z ogródka.
– Oj taaak chętnie – odpowiedziałam nieśmiało upychając letnią kołdrę w skrzyni.
Nazajutrz nad ranem, gdy szykowaliśmy ręczniczki i leżaczki zadzwoniła Maria, że meble będą DZISIAJ!!!
– Co to się na tej Krecie porobiło? – spytałam z pewnym zaniepokojeniem. Przyzwyczajeni do innych, około 3 miesięcznych standardów oczekiwania na różne rzeczy, poczuliśmy nawet lekkie zniecierpliwienie, ale odłożyliśmy grzecznie leżaczki i ręczniczki i poszliśmy po sąsiada, żeby nam w razie co pomógł wtachać te meble. W międzyczasie rozpoczęliśmy roszady meblowe, wiadomo, żeby wyrzucić to co niepotrzebne, zrobić miejsce, nabałaganić, żeby potem poukładać wszystko na nowo.
Wieczorem nie mówiliśmy już nic, spoglądając w zachwycie na jasny płomień ognia w kozie, oświecający nasze nowe mebelki.
– Jutro trzeba pojechać do Rethymno, bo do tych mebelków nie pasują poduszki, ani narzuta – zaczęłam nieśmiało. – Potem może zjedziemy odpocząć na jakąś plażę – dodałam bez wielkiej nadziei.
W międzyczasie zadzwonił Andreas, że pojutrze przyjadą montować markizy w naszej wiacie. Coooo? Doprawdy to już przechodzi wszelkie pojęcie!!! Jakże to? Tak szybko? Tak nagle? Zadziwiająca jest ta listopadowa Kreta. Co to się tak wszystkim NAGLE SPIESZY

Gdy chłopaki instalowali markizy, przyszły maile z potwierdzeniem rezerwacji pokojów dla kilku naszych grup w przyszłym sezonie.
Rano wybraliśmy się na wędrówkę na Preveli, żeby przewietrzyć głowy.
– Trzeba zrobić ostateczny grafik – stwierdził Marko.
– I ofertę. Myślisz, że już będziemy wysyłać? – zapytałam nieśmiało.
– Trzeba potwierdzić resztę noclegów. Wieczorem napiszę maile. – stwierdził Marko. – Ale dziś może zjemy sobie w ogródku. Mamy przecież już markizy.
I tak oto siedzimy sobie w ogródku. Odpoczywamy…
– Trzeba wymienić wodę w cysternie – zaczynam znów
– Trzeba przyciąć drzewa – śmieje się Marko
– Trzeba zamówić olej opałowy, mój ty dziadu – śmieję się do Marka
– Trzeba zająć się naszą www, ty babo, ty…
– Trzeba przedłużyć umowę z Cosmote…
– Trzeba zaplanować grudniowy wyjazd do Polski…
I tak sobie odpoczywają dziad i baba w ogródku.
Przyszła ruda kotka Agatka, zwinęła się w kłębuszek.
– No na co czekasz? Trzeba pogłaskać księżniczkę.
