NASZE PLEMIĘ

with Brak komentarzy

🌴 Im więcej czasu mija od naszej lutowej podróży, tym mocniej Tajlandia odchodzi w baśniowe zaświaty, coraz mniej realna, tak że zastanawiam się czy rzeczywiście istnieje.

🐱 Teraz realna jest ruda kotka, śpiąca obok na pomarańczowym kocyku, świeżo upieczony chleb z suszonymi pomidorami, pomruk pieca grzewczego sączącego mozolnie ciepło w chłodne wnętrze naszego domu, wreszcie deszcz, pod którym uginają się listki oleandrów za oknem. To jest moja moja realna, przytulna rzeczywistość.

🥹 Niestety przerażająco realny jest też podskórny lęk, realna jest wojna na europejskiej granicy, nagłe, do niedawna niemożliwe przetasowania światowego porządku, dyskusje na temat słabnącej kondycji Europy, niewielkiego kontynentu o potężnej historii. A przecież już się wydawało, że historia dobiegła szczęśliwie do końca, wszystko jest już mniej więcej pewne i miało być tak pięknie…

👫 Przemierzając olbrzymią i niezwykłą krainę Tajów, nieśliśmy w sobie naszą europejskość.

🇬🇷 🇵🇱 Na pytanie „Skąd jesteś?” odpowiadaliśmy w zależności od kaprysu, że z Polski, albo że z Grecji. Oba kraje często okazywały się dla Tajów białą plamą na mapie świata, dodawaliśmy więc, że „z Europy”, czując w sercu czułość, pomieszaną chyba z dumą i jakąś dziwną ulgą.

🌐 Patrzyliśmy w kierunku Europy z dystansu niemal 8 tysięcy kilometrów, z czułością pielęgnując w duszy ckliwe wspomnienie zapachu chleba, smaku sera i wina, nieco hedonistycznej atmosfery spotkań w czystych, pięknie zaaranżowanych restauracjach.

⛪️ Nieśliśmy w sercu obraz urokliwej uliczki dowolnej europejskiej starówki, odciśnięty w pamięci na zawsze defaultowy kształt kościelnych dzwonnic, wieżyczek, ratuszy, kościołów, kamienic, obrazy królów z berłem i w koronie. Tak, to nasz ukochany kontynent.

🤔 Wszystko zatem bezwiednie przesiewaliśmy przez europejskie sito. I raczej nie było w tym nic złego, zwłaszcza, że powstrzymywaliśmy się od osądów. Wiemy przecież, że i tak w podróży dotykamy prawdy po wierzchu, muskając leciutko cienką powłokę zjawisk.

Próbowaliśmy jak najwięcej zrozumieć, bo już od dawna nie wystarcza nam jedynie zbieranie „widoczków”.

🛕 Snując się wśród tajskich świątyń Sukhothai, nagle zrozumieliśmy, że ważniejsza od dziejów tajskiego króla, dajmy na to: „Raczapracza” jest jednak odpowiedź na pytanie: „Co my tu właściwie robimy? Po co tu jesteśmy?”

🤔 No bo po cóż nam historie tajskich władców o imionach niemożliwych do wypowiedzenia, nazwy dawnych królestw, które brzmią niczym zaklęcia z bajki: Lanna, Sukhothai, Ajutthaja…

Lanna, Sukhothai, Ajutthaja.

Upał i senność…

❓️ Czy zostanie w naszej głowie coś więcej niż wyłaniające się z wilgotnej, zielonej mgły stupy, posągi półnagich dawnych królów, uśmiech oblepionego złotkami Buddy, twarze napotkanych ludzi z plemienia Karenów Białych i Lahu? Czy zapamiętamy coś jeszcze prócz olśniewającej przyrody, brzydkich miast, świeżego zapachu zieleni, zmieszanego z wonią wilgoci i spalin, potu i maści tygrysiej… Co pozostawi w nas ten olbrzymi, potężny kraj spięty kilometrami kabli elektrycznych, tworzących supły niemożliwe do rozplątania? Jak długo będzie szumiał w uszach ten zadziwiający, wszechobecny nosowy zaśpiew – przeciąganie ostatniej sylaby, dobiegające zewsząd „haaaaaaa…”, ”kopkunkaaaaaaaa”, „sawadikaaaaaaaa”…

🔥 I jeszcze pamięć chłodnego wieczoru w górskiej wiosce plemienia Lahu na północy Tajlandii, kiedy to my wpatrujemy się w zachwycie w poszarpany masyw ChiangDao, a nasza gospodyni – kobieta z plemienia Lahu stawia czajnik na palenisku i zadaje nam pytanie: „A wy? Z jakiego plemienia jesteście?”

😮 Pytanie na pozór nierealne, międzykulturowe, z równoległego „universum”, pytanie niczym most nad przepaścią…

Z jakiego plemienia jesteśmy?

Ach, my ludzie Europy, świat jest nieodgadniony a my nie jesteśmy jego pępkiem…❤️

Kochani, poniżej foty z obu światów. Ułożyły mi się w pewien porządek. Zobaczcie, poczujcie 🍀

Follow CreteYourLife:

Latest posts from