Ledwo ucichł stukot butów flamenco a my już kończymy archeocamp z profesorem Krzysztofem Nowickim. Już niemal tydzień depczemy po niewyraźnych śladach naszych prapraprzodków z ery minojsko – mykeńskiej.

Za ich cichym głosem przedzieramy się przez kępy czystka i tymianku, wspinamy się na wzgórza i szczyty, zaglądamy do wąwozów.
Patrzymy z zachwytem na ten sam krajobraz, na który i oni patrzyli.

Dziwimy się, że nasz stół biesiadny tak mocno różni się od tego pradawnego.
Próbujemy zrozumieć dlaczego wybierali czasem tak niedostępne miejsca na swój dom. Czego się bali, czy były to kataklizmy, malaria, czy nieprzyjaciel z morza albo z gór?

O co prosili swoje bóstwa zamieszkujące szczyty gór, świątynie i jaskinie?
Czy mieli żagiel i koło garncarskie, konia i kury, ser graviera i xinochondro, wygodne łóżko, buty i amforę z winem. Czy choć trochę byli podobni do nas?

Czy też patrzyli w zachwycie na turkus morza i z radością zanurzali się w toni?
I wreszcie ileż to trudu i siły wkłada dziś archeolog, by czy to w wietrze, czy w pełnym słońcu, uderzać kilofem w twardą ziemię, powoli odsłaniać warstwa po warstwie zarysy murów i nieznanych struktur. Ileż to doświadczenia i pasji, by wśród kolczastych roślin i ostrych kamieni zobaczyć plan domu, by w okruchu ceramiki dostrzec zarys byka, rant dzbana, dno kubka…


A tu migawki z Archeocampu