moje spili

with Brak komentarzy
widok na wioskę Spili wsród gór

Poszłam do fryzjera w Spili

Poszłam do fryzjera w Spili, tego nowego, przy liceum. Jutro przecież wracam do Wawy.  Trzeba jakoś wyglądać, a włosy moje nie zaznały nożyczek od naszej przeprowadzki na Kretę.

Dimitra z kafenionu, nasza wróżka – czarownica już dawno polecała mi ten nowy zakład, Strzyże tam wszak bohaterka fryzjerskiego programu telewizji greckiej.  No i proszę… w takim Spili.   Już dawno miałam pójść, ale w sezonie nigdy nie miałam czasu.  Strzyże mnie Maria.  Nie, nie mówi po angielsku, nie licząc słowa „haircut”, więc szybko godzę się z myślą, że cóż, nie wyrażę wszystkich niezbędnych instrukcji, które pomogłyby Marii uczynić ze mnie bóstwo.  Po grecku umiem powiedzieć : „długie” i  „krótkie” i nawet „bardziej krótkie”.  I tak sobie radzimy. Szklane drzwi otwarte na oścież pozwalają nam kontrolować na bieżąco życie ulicy i uczestniczyć z większym (w przypadku Marii)  lub mniejszym (w moim przypadku) zaangażowaniem w rozmowach w kafenionie Dimitry tuż obok.

No i już… Wychodzę piękna i zadbana. 

kukla

Przechwytuje mnie natychmiast Dimitra.  Pieje z zachwytu, że taka jestem „kukla” (lala).  Siadam na kawkę, no bo jak tu nie usiąść, no i rozmawiamy.

„Ola kala?” (Wszystko dobrze?)

 „Ti maghirepses simera, Magda” (Co dziś ugotowałaś Magda?)   

Akurat dziś mam w domu tajskie curry – ot, taka odmiana od kreteńskiej kuchni. 

„Ti ewales mesa” (Co dałaś do środka?) – nie odpuszcza Dimitra,

Więc wymieniam po kolei składniki, dumna niesłychanie, że tak płynnie idą mi po grecku i marchewki, i ziemniaczki i nawet kalafior, aż przy mleku kokosowym przychodzi impas.  „Mleko” wiem, ale „kokosowe”?  Dimitra dziwi się, że mleko, no jak to mleko, więc bardzo chcę wytłumaczyć jej ten kokos, że niby taki orzech, ale nie orzech, bo z palmy, no żesz, jak jest palma po grecku, jak to tam napisali na tej tabliczce przy wejściu do lasku palmowego Preveli… No i tak się zmagam. 

 „S’aghapo” (kocham cię) – mówi Dimitra i się śmieje. 

Wręcza mi woreczek z naleśnikami i nie chce kasy za kawkę.

fontanna w kształcie lwich głów w Spili

spacerując w spili

Idę sobie główną uliczką Spili, trzepiąc świeżą fryzurką na boki, słonko barwi zimowym światłem pionowy klif nad miasteczkiem.  Ciepło mi na duszy, bo czuję, że jestem u siebie. 

‍Mijam sklepik i hotel Heraklesa, który jako pierwszy z wielką serdecznością witał nas w Spili. Niedaleko pracuje Nikos, który ubezpiecza nasz dom i samochód, obok Stelios, jego brat, który pomógł nam kiedyś pozbyć się gniazda os a teraz może kupimy u niego drzwiczki dla naszej kotki, żeby sobie wchodziła do domu, kiedy będzie chciała.  Tata Nikosa i Steliosa Giannis ma kazani (bimbrownię) w naszej wiosce.  Och, musimy do niego wpaść.  O, a tu biuro notarialne, gdzie podpisywaliśmy umowę zakupu domu, dalej poczta, czynna tylko do 14,  dwa tradycyjne kafeniony…

‍Docieram do plateia z fontannami w kształcie lwich głów.  Tu niespełna 3 miesiące temu tańczyłam flamenco wraz z cudownymi flamenquitami..

zespół tańczy flamecno w Spili

 Stąd prowadzi szlak w górę do punktu widokowego na całe miasteczko i dalej do małego wąwozu i kościółka Agio Pnevma, gdzie na początku czerwca świętowaliśmy, tańcząc, pijąc, jedząc pilaf i jagnięcinę w cieniu starych dębów i platanów.  

spili – moje miejsce

Teraz też stoję sobie przy platanie na plateia i patrzę w górę głównej uliczki przecinającej Spili w kierunku Agia Galini.  Wiem, że znajdę tam bank czynny tylko jeden dzień w tygodniu. Jest również sklep krawcowej Marii, która od ręki skraca Markowi spodnie i z chęcią pomoże flamenquicie, której podarła się bata de cola (suknia do flamenco z ogonem).  Dalej supermarket Synka.  Bywało, że jego właściciel – Markos bez żadnego problemu otwierał sklep specjalnie dla Marka, bo trzeba było dokupić choćby jajka. W dole duży parking, na którym co piątek rozkłada się kilka straganów z warzywami a w czerwcu na święto Klidonas je się tu pilaf i tańczy.I jeszcze tawerna Nikosa – Sideradiko, o tej porze roku zamknięta, ale w sezonie- wyborna, tradycyjna, pyszna, z tym urzekającym zaglądaniem w gary zamiast w kartę. I niepozorny budyneczek, w którym kryje się kazani Adonisa.

placyk ze sklepikiem w miejscowości spili

Tymczasem wystawiam twarz do słońca i czuję, jak bardzo juz zżyłam się z tym miejscem.  Przy plateia dwa wielkie platany i kilka kafejek, teraz w większości zamkniętych, ale dwie wciąż jeszcze otwarte. W jednej z nich siedzi Marek i rozmawia z Dimitrisem – właścicielem hotelu Rastoni.  To w tym hotelu najczęściej nocowali nasi Goście, ciesząc się ciszą, spokojem, kameralnym basenem, cudownymi śniadankami, widokiem na góry i naszą wioskę Mourne.  Rozmawiają o pomysłach na przyszły sezon.  Co by tu jeszcze zrobić, byście zechcieli przyjechać, zatrzymać się na dłużej, poczuć atmosferę górskiej miejscowości, gdzieś wśród wiosek i wzgórz, gdzieś pomiędzy morzem Kreteńskim a  Libijskim.

obraz

obraz z dziewczyną na schodach w miasteczku

‍Kiedyś na moje 30te urodziny Przyjaciele podarowali mi namalowany na wzór jednego z naszych zdjęć obraz, przedstawiający mnie, siedzącą na schodku w wąskim spiliańskim zaułku. Wręczyli mi ten obraz z absurdalnymi wtedy wydawać by się mogło życzeniami, bym zatańczyła flamenco na festiwalu muzyki ludowej na Krecie.  Ten obraz długo wisiał w naszym warszawskim mieszkaniu.  Zauważyłam go na nowo, opróżniając warszawskie kąty i pakując się na Kretę.  Zdjęłam ze ściany, otarłam łzę wzruszenia i  bez wahania położyłam na kupce „rzeczy, które jadą z nami na Kretę”

Teraz wisi w naszym domu.  Patrzę na niego ilekroć wydaje mi się, że coś jest niemożliwe do zrobienia.

Inne refleksje o przeprowadzce i zmianie znajdziesz tu i tu i jeszcze tu

Follow CreteYourLife:

Latest posts from

Leave a Reply